czwartek

#50

Do rozmowy o tolerancji w Polsce zaprosiłem anonimowego homoseksualistę, by wspólnie odkryć, że pod płachtą łatki pedała, lesby, cioty kryją się ludzie równi nam, którzy jak my mają swoje pragnienia i popełniają błędy.

-Jeszcze do 1990 roku homoseksualizm uznawany był za chorobę, czy traktowano Cię jako chorego, ze względu na orientację?                                                                                                          -Tak naprawdę o mojej orientacji zacząłem cokolwiek wspominać w 2006 roku, w klasie maturalnej, więc od 1990 roku jakiś czas minął i trochę chyba ludzie przyzwyczaili się, że gej to może nie tyle ktoś chory, ale jakiś dziwak, ekscentryk, ktoś wystawiony poza margines społeczny i nieliczący się w naszym grajdołku. Mam to szczęście, że nigdy w rodzinnym domu nie miałem problemu w związku ze swoją orientacją, bo mieliśmy już wcześniej w rodzinie osoby LGBT, a mama - jak to mama - zna mnie lepiej niż ja siebie samego i przeczuwała niemal od zawsze, że będę nie taki, jakby obcy ludzie sobie tego życzyli. Jednak niektórzy mają problem, by bliscy ich zaakceptowali, czym to jest spowodowane. To chyba nic odkrywczego, ale wydaje mi się, że taki problem powoduje przede wszystkim religia, czasem troska, a czasem taka dziwna chęć, by własne dziecko było taką lepszą wersją rodzica. O przypadkach osób LGBT odrzuconych przez rodziców z powodów religijnych tylko słyszałem. Znam osobiście lesbijkę, której matka homoseksualizm córki przeżywała bardzo długo wyłącznie z troski o nią - "nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził", "ludzie tego nie tolerują", "co powiedzą inni?" Znam też takich, którzy nigdy nie ujawnili się przed rodziną i po prostu zerwali z nimi kontakt. Chciałbym zrzucać winę na patriarchat, ale istnieje wiele kultur typowo patriarchalnych (Japonia, Azja Południowa, czy Starożytna Grecja), które z homoseksualizmem nie miały większych problemów (z zastrzeżeniem, że w Japonii homoseksualizm jest traktowany raczej jak ekstrawagancja, ale wciąż akceptowany).
-Ostatnimi czasy stają się modne miejsca gay-friendly, mekki osób homoseksualnych, gdzie zdarza się, że przez swoją orientację dostają różnego rodzaju upusty. Czy nie jest to oznaka, że homoseksualiści, chcą się różnić od innych? Takie miejsca wydają się trochę niesprawiedliwe i przecież w złym smaku byłoby, gdyby powstały miejsca straight-friendly, albo autobusy dla homoseksualistów, miejsca w ławkach szkolnych.
-Tak naprawdę nikt niczyjej orientacji nie sprawdzi. Słyszałem o jakimś sklepie w Łodzi, który miałby rozdawać karty zniżkowe dla osób LGBT. W rezultacie karty dostawały nie tylko osoby LGBT, ale również popierający tę grupę, bo przecież homofob takiej karty nie wziąłby, wszak to obraza. Same miejsca gay-friendly jako takie są jak najbardziej w porządku - one są dla wszystkich, acz nie tolerują chamstwa, a przez takie miejsca mam również na myśli miejsca pracy, w których śmiało można powiedzieć, że potrzebujesz 2 dni urlopu, bo rozchorował się twój partner, bez wyrazu obrzydzenia na twarzy rozmówcy. To jest niesamowita ulga, kiedy nie musisz udawać kogoś, kim chcą inni, żebyś był, gdzieś, gdzie musisz pojawiać się codziennie po 8 godzin. Co do tego, czy homoseksualiści chcą się różnić - nie tyle chcą, co i tak już się różnią - "każdy różny, wszyscy równi". Tylko dobrze byłoby, gdyby osoby nieheteronormatywne nie budowały same sobie gett. Solidaryzm, a nie segregacja przede wszystkim.
-Przypomniała mi się właśnie historia pewnej dziewczyny. Miała niewiele lat, gdy rozkochał ją dojrzały mężczyzna. Miesiąc po ślubie przyłapała go z kolegą z pracy, a potrzebował jej tylko by mieć przykrywkę i miał mu kto prowadzić dom. Jest to doskonały przypadek, gdzie to młoda dziewczyna została skrzywdzona przez homoseksualistę, a takich sytuacji jest dość sporo. Chyba nie można tego usprawiedliwić jedynie lękiem przed ukazaniem swojej orientacji, gdzieś są przecież granice. Homoseksualiści mają więc chyba na swoim koncie parę grzechów wyrządzonych społeczeństwu, co o tym myślisz?
-To jest sprawa dosyć trudna, bo z jednej strony jest mężczyzna, który bierze ślub z kobietą - i jestem przekonany, że pod wpływem presji społecznej, z lęku przed rodziną, bo nie chce mi się wierzyć, że tylko z powodu utrzymywania domu; a wiem, że mężczyźni też sobie w tym nieźle radzą - a z drugiej skrzywdzoną, oszukaną dziewczynę, która zakochała się w przykrywce, w odgrywanej postaci, która nigdy nie istniała. Ani jedno (dyskryminacja osób homoseksualnych), ani drugie (oszustwa osób homoseksualnych) nie może być usprawiedliwione - jedna zbrodnia nie może usprawiedliwiać drugiej. To jest doskonały przykład, który pokazuje, że nastroje homofobiczne i nierówność małżeńska mogą uderzyć również osoby heteroseksualne, które ze środowiskiem LGBT pozornie nie mają nic wspólnego. To się po prostu - brzydko mówiąc - nie opłaca nikomu; więcej szkody niż pożytku.
-Ale presja nie jest chyba obecnie, aż tak wielka by nie znaleźć sobie wystarczająco dużo odwagi, by z tchórzostwa nie krzywdzić niewinnych osób.
-To chyba zależy gdzie. W dużym mieście chyba nie jest tak strasznie - ludzie bardziej otwarci, łatwiej o nowe znajomości, kiedy dotychczasowi postanowią zerwać kontakt. W małych miastach, miasteczkach i mieścinach, w których każdy zna każdego i wszyscy wiedzą, kogo tym razem nie było na mszy w niedzielę, jest - wierzę - drastycznie trudne. To jest samobójstwo społeczne i skazanie siebie na ostracyzm i szykany. Mnie samemu, mimo że jestem z dużego miasta, było bardzo (bardzo, bardzo, bardzo) trudno przyznać się przed kimkolwiek i nie wiem, czy byłoby mi jakkolwiek łatwiej przyznać się dzisiaj. Są tacy, którym takie wyznania przychodzą z łatwością.
-Słyszałem też, gdy pewien homoseksualista, twierdził, że poślubi kobietę tylko dlatego, żeby mieć dzieci. Ze swoją orientacją się nie kryje, więc zrobiłby to z premedytacją.                                             -Jeśli ta kobieta zgadza się na taki układ, to nie widzę problemu. Jeśli jednak to wszystko wynika z egoizmu tego mężczyzny, to nie rozumiem tego, nie potrafię usprawiedliwić i stanowczo odradzam takich praktyk. Cel nie uświęca środków
-W chęci posiadania przez geja dzieci jest więc egoizm?
-Może egoizm jest trochę nietrafionym słowem, ale jeśli miałby osiągnąć swój cel, nie licząc się z innymi (tj. oszukawszy jakąś kobietę), to nie potrafię tego moralnie usprawiedliwić. Ale powiedziałeś, że ten człowiek nie kryje się ze swoją orientacją, więc taka potencjalna żona wie, w co się angażuje, a skoro wie i wyraża na to zgodę, to nie widzę problemu. A chęć posiadania dzieci to potrzeba tudzież marzenie, do którego prawo ma każdy bez względu na orientację
-Każdy?                                                                                                                                                       -Każdy pod warunkiem, że nie wiąże się z tym czyjaś krzywda (to jest u mnie ten warunek domyślny). Chyba nikt nie pozwoliłby adoptować niemowlęcia parze heteroseksualnej z sześćdziesiątką na karku, ponieważ naturalnie, takiego dziecka mieć by nie mogli. Idąc tym tokiem myślenie to i osoby homoseksualne z przyczyn naturalnych ich mieć by nie mogli.
-Więc para homoseksualna jest w stanie zapewnić dziecku i ojca, i matkę?                                         -Jeśli założymy, że dziecku potrzebne są wychowanie i dobry, rodzicielski kontakt z rodzicami, a nie ich płeć, to czemu nie? Niektórzy mężczyźni i niektóre kobiety nie mają, albo posiadają cechy płci przeciwnej (np. opiekuńczy ojciec i stanowcza matka). Myślę, że akurat te cechy, które czynią rodziców dobrymi, nie są sprzężone z płcią, co doskonale pokazują obserwacje rodzin, w których rodzice/opiekunowie są tej samej płci.
-Może być w tym trochę prawdy, ponieważ istnieją dobrze wychowane dzieci, które są pod opieką np. dwóch kobiet: matkę i babkę. Jednak sądzę, że parze homoseksualnej byłoby trudniej wprowadzić dziecko w świat młodej kobiety, czy młodego mężczyzny. To czy dziecko dobrze czułoby się w parze homoseksualnej nie może oceniać chyba nikt inny, jak ono samo. Ja czuję, że aby być szczęśliwym nie potrzeba dziecka, więc dlaczego homoseksualistą tak trudno się pogodzić z jego brakiem?
-Gdyby pogodzenie się z brakiem dziecka przez niektórych było takie łatwe (i odnoszę się tu również do par hetero), to chyba nie mielibyśmy par, które latami starają się o dziecko lub o jego adopcję; które wydają tysiące na zabiegi in vitro lub inne leczące z bezpłodności, a nawet na surogatki.                                             -Ale jest też masa ludzi którzy się z tym godzą i ich życie nie jest w żaden sposób wybrakowane.
-Osobiście chciałbym kiedyś móc wychowywać dziecko (szczególnie fajnie byłoby mieć córę), ale ja dorastałem z myślą, że jestem gejem, więc posiadania dzieci nigdy nie wiązałem ze swoją przyszłością czy marzeniami - to po prostu stoi stanowczo poza zasięgiem moich możliwości; mam za to inne marzenia - przeprowadzić się kiedyś do ciepłego kraju i móc codziennie rozkoszować się słońcem. Inni ludzie wychowani w klasycznych rodzinach, albo dojrzewają z myślą, że będą mieć kiedyś różowego bobasa, albo wtłacza im się, że posiadanie dzieci to jak najbardziej obowiązek, który człowieka wartościuje ("Tyle lat razem i ani ślubu, ani dzieci?"). Dla niektórych posiadanie dzieci jest naprawdę sprawą priorytetową - szkoda tylko, że często dotyczy to dzieci wyłącznie genetycznie własnych (dzieci "niczyje" mają zawsze mniej szczęścia).
-Czasem czuję, że homoseksualiści, chcą praw do adopcji dzieci, tylko po by zrównać swoje prawa z osobami heteroseksualnymi, nie ma w tym rodzicielskich ambicji.                                                         -Ha! Nie ma i nie musi. Czasem o pewne prawa walczy się dla innych, nie dla siebie, choć ten czynnik równoważący z jakiegoś psychologicznego punktu widzenia również wydaje mi się istotny - to jest jak dawanie prostego sygnału od państwa do społeczeństwa: "Ci ludzie nie są mniej wartościowi; nasze prawo pozwala im na to samo". Nasze państwo na przykład w ogóle udaje, że Kowalski i Nowak żyjące razem od 20 są dla siebie obcymi ludźmi - skoro państwo nie respektuje ich związku, to czemu miałby jakiś zwykły szarak?
-W jakich więc akcjach społecznych uczestniczą osoby homoseksualne?                                             -Ja nie uczestniczę w praktycznie żadnych, ale domyślam się, że osobę homoseksualną spotkasz w każdej możliwej akcji społecznej. Choć jest pewna tendencja - im akcja bardziej opiera się na ideałach lewicowych, tym większa szansa, że będą tam równie homoseksualiści. Lewica ma jednak inną wrażliwość. - To mnie trochę uspokaja, ponieważ gdyby uczestniczyli tylko w akcjach walczących o prawa homoseksualistów, można by oskarżyć ich i dbanie o czubek swojego nosa. A jak oceniasz sytuację w Moskwie? Wiele osób publicznych czuję się oburzonych, czy nie jest oznaka jakiegoś zjednoczenia, kroku naprzód?                                                                                                                   -W Internecie istnieje zjawisko noszące nazwę efektu Streisand - im bardziej ktoś stara się ukryć i cenzurować pewne informacje, tym szybciej i bardziej się one rozprzestrzeniają. Podobne zjawisko w rzeczywistości zafundował Putin - ustawa antypromocyjna jest chyba jedną z najgłośniejszych promocji ostatnio. Więcej się dyskutuje, więc może kroki naprzód będą większe?

Więc może porównując, homoseksualistom żyje się dobrze w Polsce, sam przyznałeś, że jesteś w związku, rodzina cię akceptuje, masz pracę, gdzie możesz nie oburzają się na Twoją orientację, możesz żyć jak chcesz i nie grozi ci ostracyzm i więzienie. Moją jedyną nadzieją, nie jest to, by wszystkie wasze postulaty zostały spełnione, ale by oba bieguny społeczeństwa miały do siebie więcej tolerancji i zrozumienia. Dziękuję bardzo za rozmowę.