czwartek

#34

Aby poprawić sobie nieraz humor, wchodzę na portale internetowe. Czytając niektóre artykuły zastanawiam się, czy osoby je piszące mają co robić w domu i co oni mają w głowach. Kogo interesuje, że Ania Bałon  przytyła, a królowa porno schudła. Niektóre artykuły są wręcz banalne i obrażają inteligencję osób, które je piszą.

Z ciekawością obserwowałem sprawę przyjazdu Justina. Nic mnie tak nie śmieszyło, jak jego odwiedziny w naszej carskiej Rosji, albo zachowanie jego fanek pod sceną. To co tam się działo jest dla mnie niepojęte. W życiu nie widziałem tylu emocji, litrów łez, krzyków, wycia, śmiechów. Obiecuję, że nakręcę o tym jakiś dramat, obiecuję :D

Inną sprawą która rzuciła mi się w oczy, jest nasza kompromitacja w piłce nożnej. Podchodzę do tego ironicznie, ale śmieszą mnie sytuację, gdy po jakimś wygranym meczu pojawiają się artykuły pod tytułem "Wygraliśmy(...)", a po przegranym meczu nagłówki zmieniają osobę- "Przegrali(...)". Często powtarzam, że na te przegrane mecze należy przymrużyć oko i zwrócić uwagę na sporty, które wychodzą nam lepiej, chociażby siatkówkę, tenis, albo żużel. Lubię żużel, a pasję do niego zaszczepiła moja bliska koleżanka, która ma w sercu żużel a w krwi metanol.

Teraz pozostaje mi czekać na artykuły o katastrofie w Smoleńsku, której będziemy mieli niedługo rocznice. spostrzegłem, że w mediach panuje zasada, że gdy nie ma o czym pisać, pisze się właśnie o Smoleńsku, a najlepiej sprzedaję się wizja wielkiego zamachu. Dla mnie jest to przede wszystkim ludzka tragedia, na której ktoś zbija niezłą sumkę, gdzie tu jakaś etyka zawodowa, moralność?

Do większości artykułów należy podejść w sposób racjonalny, jeżeli ktoś ma podatny rozum na przelewanie w niego informacji, zacznie żyć tym że Adamczyk żałuje swojego ślubu(swoją drogą Rozz jest piękna) i utwierdzi się w rewelacjach, które odkrywają, tudzież zmyślają dziennikarze. Dziennikarstwo to często tylko biznes, dbający o mamonę, nie jakość.


poniedziałek

#33

"Dobry smak stanowi o wartości człowieka"

Ten przerobiony cytat jest dla mnie wyznacznikiem tego w jaki sposób żyć. Jednak czym jest ten słynny dobry smak?
Wielu ludzi podchodzi do niego w zbyt powierzchowny sposób, podług którego dobry smak- dobry styl, godna uwagi biblioteczka, muzyka na poziomie w słuchawkach. Jednak to chyba nie wszystko.
Wśród moich znajomych jest dziewczyna, która spełniałaby wszystkie te wymagania, lecz poziom jej jakiejkolwiek świadomości i prowadzenia się, leży niżej od naszych znajomych z New Jersey. Raz pewien spiła się i zrobiła sobie sesję na cmentarzu. Cóż.
Nawiązując nie wiem o czym myślała, bo gdybym dowiedział, że ktoś leży sobie na moich nieboszczkach, którym niech ziemia lekką będzie, znalazłbym ją i zakopał pod płotem, niekoniecznie nieprzytomną. Poza tym tacy ludzie pomagają mi podjąć decyzję o kremacji i rozsypaniu na jakiejś szwajcarskiej łące.
Podsumowując, dobry smak to nie tylko przeczytane klasyki, ale również jakaś świadomość tego w jaki sposób podchodzi się do życia, należy go dopracować w sposób krytyczny. Gdy już wewnętrznie człowiek ma klasę, może się ozdobić Tołstojem i Mozartem i na pewno będzie mu z tym do twarzy.

czwartek

#32

Nigdy nie sądziłem, że inspiracją dla mojego wpisu będzie wypowiedź jednego z internautów do wpisu  mojej dobrej znajomej, dość znanej blogerki. Nie chcąc cytować tej wypowiedzi, gdyż za dużo byłoby przy tym jej poprawiania, skrócę co zawierała.

Szary, przeciętny móżdżek internauty stwierdził, że nieprzyjemne komentarze są czymś normalnym i jeżeli ktoś zamierza coś robić musi się z takimi liczyć. Zastanawiałem się, czy wpadł na pomysł, że chamstwo w internecie jest przestępstwem, równym jak każde inne. Nie rozumiem, co autor miał na myśli, twierdząc że zakładając bloga takie coś jest czymś oczywistym. Ciekawe czy powiedziałby to sama ofierze złodzieja, czy gwałciciela, ponieważ idąc tym takim tokiem myślenia, powinny być na to gotowe decydując się żyć na tym świecie.

Dlaczego współczesne środowisko zrobiło z wolności słowa bożka? Nie dosyć, że niektórzy praktykują chamstwo, to stado bawołów je toleruje, a nawet usprawiedliwia. Swoją drogą mieliśmy już takich w historii, którzy wychwalali swobodę w zachowaniu i źle się to skończyło.

Czemu z pozornie bezpiecznego internetowego chamstwa niektórzy czerpią taką satysfakcję? I czy ci ludzie znaleźliby odwagę, by wyjść z domu, przekroczyć próg mieszkania osoby, której nie poważają, przejść obok jej rodziców i powiedzieć jakąś uwagę prosto w oczy. Zawsze powtarzam, że agresja w internecie to przestępstwo i każdy ma prawo walczyć o swoje prawa.

Podsumowując, mogę dziękować za to, że nie spotykam takich ludzi zbyt często w swoim życiu.

#31


Ostatnio bliska mi osoba określiła mnie jako chaotycznego, zdystansowanego i szczerego. Trzy proste słowa, sprawiły, że całe swoje życie prześledziłem kierując się nimi.

Do chaotycznego nie miałem nigdy żadnych zastrzeżeń. Moje życie już dawno zgubiło proporcję, mój pokój bywa nieraz burdelem, choć słyszałem, że lepiej mieć burdel w pokoju, niż pokój w burdelu, w moich włosach które nigdy nie dotknął grzebień, otaczają stada ptaków, chcące się w nich zagnieździć.Wiecznie zmieniam zdanie, potrafię cieszyć się i obrażać w ciągu jednej rozmowy parokrotnie, gdy rozmawiam często mylę z pośpiechu pojęcia (ostatnio stworzyłem preludium męki pańskiej, przepraszam Boże i Chopinie), a moje związki bywają krótsze niż miesiączka, ale chyba ten całokształt ma jakiś urok. Jednak świadomość tego pozwala mi nie utonąć w morzu chaosu, dzięki czemu nie zostałem przejechany, uprowadzony i sam nigdzie się nie zgubiłem(czyli wbrew różnych opinii nie mam problemów z orientacją).

Życie chyba na tym polega, by poznać siebie w krytyczny sposób i świadomym swoich wad, nie próbować ich zgubić po drodze, ale nauczyć się z nimi żyć, nieraz je temperować. Jeżeli ktoś w życiu ma podobny problem w wszechogarniającym chaosem, polecam przed podjęciem decyzji zastanowić się, skonsultować to, posegregować niektóre rzeczy, ułożyć rzeczy w szafie i zawsze mieć przy sobie kompas.

Dystans to cecha, za którą zawsze mi się obrywa. Znajomość ze mną to jak ciągły dzień chłosty, dopuszczam do siebie niewiele osób, choć często sprawiam wrażenie otwartego. Mam wzór dwóch wspaniałych przyjaciółek i często inne znajomości wydają mi się wypadać przy nich blado. Nie umiem angażować się w znajomości, czy spory. Mam dystans do wszystkiego co dzieje się wokół mnie. Zdarzały mi się sytuacje przy których inni już dawno upadaliby na kolana, lecz są one dla mnie bodźcem by wyprostować się jeszcze bardziej. W niektórych sytuacjach należy zachować jakiś chłód, przy czym nie rozumiem pogardy do chłodu, i częstego uwielbienie impulsywności.

Najwięcej zastanawiałem się co do szczerości, ponieważ jestem intrygantem, do czego się przyznaje. Zdarza mi się sabotować ludzi, których nie lubię, urazę chowam na całe życie, ale jako przeciwwagę postawić mogę szczerość wobec najbliższych, która jest dla mnie czymś oczywistym przy takim rodzaju znajomości. Nigdy w życiu, przez 12 lat przyjaźni, nie pokłóciłem się z Je, a chyba sekretem naszej przyjaźń jest jej chaotyczność, dystans do wad i szczerość. Cóż z takim cechami powinienem świat zdobywać.

poniedziałek

#30

Przyznam się, że przez długi czas nie mogłem się zdobyć na to, żeby obejrzeć "Żegnaj, królowo", a może nie tyle zdobyć, co znaleźć w internetowej dżungli filmu online. Jest to zeszłoroczna francusko-hiszpańska produkcja, ukazująca ostatnie dni królowej Marii Antoniny(Diane Kruger), fatalnie zauroczonej w hrabinie de Polignac(Virginie Ledoyen), w Wersalu. Główną bohaterką jest jednak jej służka Sidone(Lea Seydoux)(jest to postać fikcyjna, lektorka królowej była bardzo posunięta w latach), która darzy wyrafinowaną i kapryśną królową niezwykłym przywiązaniem i chce być jej wierna w obliczu nadchodzącej katastrofy i końcu burbońskiej dynastii.

Film świetnie oddaje realia Wersalu w 1789, który jest nieświadomy, pławi się w luksusie, a kurtuazyjna etykieta zasłania prawdziwy głód i ubóstwo zza złotej bramy. Ukazana jest tam sztuczność Wersalu, biegających po nim szczurach i oddanych służących rozkradających dobytek monarchini.

W rolę Marii Antoniny wcieliła się Diane Kruger. Według mojej opinii jest to świetny wybór ponieważ jest ona bardzo europejska, o wiele bardziej przypomina Marię Antoninę niż Kristen Dunst, poza tym jest Niemką i to jest wyjątkowe, ponieważ sama królowa nie wyzbyła się nigdy niemieckiego akcentu, podobnie jak Diane. Film został nakręcony po francusku, co jest dla mnie ogromnym plusem. Uważam, że film powinien być kręcony w takim języku jakim posługują się bohaterowie i należy usunąć te anglosaskie wygodnictwo, tłumaczenia, dubbingi, bo film traci wyraz. Dlatego też bardzo podobała mi się Pasja w reżyserii Mela Gibsona. Ciekawostką jest również, że matka Diane Kruger, ma identyczne imię jak Maria Antonina.

Przez wiele lat po głowach ludzi krąży pytanie, czy Maria Antonina była lesbijką, czy też nie. Jestem dzieckiem Skali Kinseya, więc nic dla mnie jest ani czarne, ani białe. Film ukazał królową jako lesbijkę. Jednak królowa od zawsze miała w otoczeniu kobiety, z którymi łączyła ją przyjacielska zażyłość. Pierwszą była Maria Karolina, królowa Neapolu, siostra Marii Antoniny. Po rozdzieleniu z siostrą zaprzyjaźniła z księżną de Lamballe, a jak wiemy ta pochodząca z Sabaudii księżną była dość cnotliwa, a nawet aż nadto cnotliwa i daleko było jej do lesbijskich praktyk. Towarzyszką przez wiele lat została jednak hrabina Polignac i to z nią od dwóch stuleci swata się francuską królową. Jednak i królowa, i hrabina kochały mężczyzn, a hrabina miała nawet dość obszerną listę kochanków. Dla mnie królowa zdradziła męża tylko z jednym mężczyzną, resztę rzekomych romansów z romansem z hrabiną na czele, wrzuciłbym do kosza bajkopisarzy.

Nie oczyszczam Marii Antoniny z homoseksualizmu, dlatego że mam jakieś antypatię, których oczywiście nie mam(Bóg jeden wie skąd u mnie tyle tolerancji, oh, pewnie biorę to z tego, że z samej definicji bycia człowiekiem jesteśmy sobie równi.), ale jak zawsze powtarzam, że ludzie uwielbiają odszukiwać w innych pikantnych szczególików, a nawet je wymyślić, by zapełnić żołądki głodne skandalami.

Film niezwykle warty obejrzenia.






czwartek

#29


Lukrecja Borgia to jedna z najciekawszych postaci historycznych. Urodziła się jako córka kardynała Rodrigo Borgii, późniejszego papieża Aleksandra VI. Posiadanie dzieci przez duchownych nie było czymś wyjątkowym, a gdy Borgia został papieżem, jego młoda córka stara się ważną kartą przetargową.
Wychodziła za mąż trzy razy. Pierwszym jej mężem został Giovanni Sforza, krewny książąt Mediolanu(dla ciekawostki Gian Galeazzo Sforza, był ojcem polskiej królowej Bony). Sojusz ze Sforzami zapewniał spokój na północnych granicach i także dobre stosunki z Francją. Kiedy sojusz stracił na wartości, ojciec rozwiódł ją z mężem, pod pretekstem impotencji Sforzy i uczynił ze swojej córki dziewicę. Papież ponownie uczynił z córki dziewicę, kiedy przyjął i zaadoptował jej nieślubne dziecko. Cnotliwą Lukrecję wydano ponownie za mąż. Wybór padł na księcia Aragonii, Alfonsa. Najprawdopodobniej Lukrecja polubiła swojego męża, ponieważ gdy jej rodzina uznała małżeństwo za niekorzystne, chciała ratować swojego męża od śmierci (trzeci raz nie mogli z niej zrobić dziewicy, najbardziej przekonujący był status wdowy). Trzeci raz wydano ją za księcia Ferrary, korzystny układ polityczny zapewnił spokój Lukrecji, mogła opuścić Rzym. Dożyła 39. roku życia, zmarła rodząc ósme dziecko.
Wizerunki Lukrecji są dwa. Pierwsza przedstawia ją jako największą kurtyzanę Rzymu. Miała być trucicielką, przez jej łóżko przewijało się wielu mężczyzn. Wśród nich wyliczano papieża i bracia Lukrecji, miała również uczestniczyć w Tańcu na kasztanach (dzisiejsze bunga bunga :D). Niektórzy przedstawiali Lukrecję jako trucicielkę, dziwkę, intrygantkę, zabawiającą się ze swoją rodziną.
Drugi wizerunek przedstawia ją jako kobietę mądrą. Korzystny był dla niej okres ferraryjski. Zasłynęła z zainteresowania do biznesu, osuszała bagna i mnożyła swoje dochody, skupiała wokół siebie artystów, sponsorowała kościoły.
Przenieśmy jednak Lukrecję w dzisiejsze czasy. Jak często ponosi ludzi fantazja i przedstawiają innych w przerysowanej formie. Nic nie cieszy tak bardzo jak upadek, ba, jeżeli jest to upadek kogoś popularnego cieszy jeszcze bardziej. W dzisiejszych czasach wypada o wszystkim mówić źle i zauważać wady, obnażyć je i powiększyć do ogromnych rozmiarów. Nasza Lukrecja Borgia została ukarana przez wrogów swojego ojca, niewybrednym wizerunkiem, rozdrapywanym przez pięć wieków przez szukających sensacji  historyków. Przeglądając współczesne media dostrzegam, że niewybredna sensacja cieszy najbardziej.

niedziela

#28

Gdy w czerwcu dwa lata temu ujrzałem rudego kociaka dziecko szylkretowej kotki mojej przyjaciółki Je, pokochałem go od razu i po dwóch miesiącach wylegiwał się na mojej kanapie, dołączając do mojego wielkiego zwierzyńca. Nigdy nie wychwalałem go, nigdy nie zabłysnął jakimś szczególnym urokiem, co chwilę na coś choruje, je tylko z ręki, nie znosi się przytulać, a jego pozadomowe wojaże kończą się, ściąganiem go z drzewa przez dwa wozy strażackiej i zatrzymaniu ruchu ulicznego na półtora godziny(nie wspomnę o artykule w gazecie, który ozdobiony jest moimi imieniem i nazwiskiem, cóż za upokorzenie). Jednak ten niemądry kot, stał się moim niezastąpionym towarzyszem i łóżkowym partnerem(bez skojarzeń).

Mam do niego wielki sentyment , ponieważ przypomina bezimiennego kota z filmu "Śniadanie u Tiffaniego"(ten książkowy był stary i nie miał jednego oka). W rolę tego kota wcielił się Orangey, choć na planie zastępowały go inne koty. Po roli w "Śniadaniu", grał jeszcze w jednym z seriali amerykańskich, a jego twórczość została nagrodzona zwierzęcym odpowiednikiem Oscarów.

Holly mówiła o nim:„Jestem jak ten kot, bezimienny włóczęga. Do nikogo nie należymy i nikt nie należy do nas. Nie należymy nawet do siebie nawzajem”. Zacząłem się zastanawiać ile nas łączy z owym Bezimiennym Włóczęgą. Jeżeli rzucimy okiem, możemy dojść do zgubnego uczucia, że nie należymy tylko do siebie. Kiedyś tam, opiekowali się nami nasi rodzice, musieliśmy robić co chcieli, z nauczycielami było podobnie, przeżyliśmy kilka związków, w przyszłości ożenimy się, czy też wyjdziemy za mąż, by w końcu zostać dumnymi rodzicami i nasze życie należeć będzie do dzieci. Jak często zapominamy, żeby robić to na co mamy ochotę, nikt nigdy nie będzie ważniejszy dla nas, od nas samych. To nie egoizm. Każdy z nas jest włóczęgą, który próbuję się przystosować do tego w jakich warunkach się znalazł, zapominając o centrum naszego życia, czyli nas.

Próbują nam przylepić jakieś łatki. Od urodzenia dostajemy zobowiązujące na całe życie imię, później jesteśmy grubasami, okularnicami, żyrafami, by dojść do późniejszych szkół gdzie przydomki stają się jeszcze mniej grzeczne. Dlaczego tak przejmujemy się cudzymi łatkami, gdy tylko my sami wiemy jacy jesteśmy, na co nas stać i czego w życiu chcemy.