poniedziałek

#24

Dwa dni temu obchodziłem urodziny, przy czym pochorowałem się tak bardzo, że do dziś wierzę, że spotkało mnie jakieś nieznośne choróbsko jak malaria, dżuma, a ciśnie się nawet aids. Co rok mój telefon obrywał się od telefonów, smsów, w tym jednak milczał.
Zacząłem się zastanawiać dlaczego i przed oczami stanął mi obraz mnie, kiedy w ciągu ostatniego roku powoli i sukcesywnie usuwałem ze swojego życia kolejne osoby. Jest wiele rodzajów ludzi, których nie lubię, jednak zmuszony byłem z nimi przebywać, przez co wzbudziły mój sentyment, do tego stopnia, że zostawali moimi bliskimi znajomymi. Jednak jestem osobą, która nie umie przytaknąć na pewien sposób życia, przez co tworzyła się we mnie niemalże dantejska walka, tak w środku, tak w Nikodemie, między sentymentem a poszanowaniem dla samego siebie. Zdobyłem się na powiedzenie stop przypadkowym znajomościom. Będąc uwolniony, miałem ochotę powiedzieć parę dosadnych słów jak: "na chlanie to masz, ale żeby pozbyć się wodorostów z głowy to już nie", albo "leginsy to nie spodnie", jednak opanowałem się i w angielskim stylu opuściłem czarodziejski pokój zwany przypadkową przyjaźniom.
Jednak samotny nie jestem. Mimo mojej choroby odwiedziła mnie Je z siostrą i Bartkiem, który jest wszędzie. Było miło, sympatycznie, pomimo tego, że mam skośny dach w pokoju i każdy z gości pozostawia na nim ślad głową. Gdzieś tam, kilkanaście kilometrów stąd inna moja przyjaciółka Małgorzata Róża, która chrapie tak bardzo, że muszę ściągać w nocy firany, w obawie by ich nie wciągnęła, życzyła mi wszystkiego najlepszego i przekonany, jestem, że życzy mi tego całe życie, podobnie jak Iwona czy Aleksandra, których również z przyczyn geograficznych czy zdrowotnych, nie mogły zjawić się u mnie.
Przy tej chwilowej samotności, którą poczułem polecam przyjrzenie się niektórym przyjaźniom. Na niektóre relacje należy przyjrzeć się dość chłodno, by ocenić ile zyskujemy, a ile tracimy, nie materialnie, lecz duchowo. W niektórymi czujemy się bardziej samotni, jak bez nich, a niektóre znajomości, są jedynie przyzwyczajeniem, a przyzwyczajenia z natury nie wnoszą nic dobrego i ciekawego. Poza tym "mniej znaczy więcej".

7 komentarzy:

  1. Ja też własnie przechodzę do takiego etapu w moim życiu. Bo na co mi osoby, które będą sprowadzać mnie niżej niż podłoga. Mam marzenia. Chce coś osiągnąć. Trzeba się otaczać osobami, które własnie będą potrafiły nas podnieść, trzepnąć czasem w łeb i potrząsnąć jak zaczniemy coś robić głupiego.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. tak- leginsy to nie spodnie... zgadzam się :D
    tak samo jest z rzeczami w domu- im mniej ich mamy- tylko te najcenniejsze- tym bardziej je szanujemy. I choć czasem trudno się rozstać z niektórymi to warto...

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim życiu jest tak, że im dalej idę do przodu, tym bardziej można powiedzieć staję się samotna. Jednakże dla każdego 'bycie samotnym' oznacza nie do końca to samo.. Według mnie są różne typy człowieka, jednym z nich jest na pewno zyskujący na samotności. Dzięki niej można "naładować baterie" na nowe doznania, działania.
    Z jednej strony samotność na dłuższą metę jest zła, ale czy bycie wśród społeczności przedstawiającej się jako nasi "przyjaciele", poświęcanie im czasu, tylko dlatego że MYŚLIMY, że są naszymi przyjaciółmi jest zdrowe? Nie. Trzeba umieć ograniczać się, myśleć o sobie, o przyszłości. Jest to z jednej strony strasznie przykre. Takie zamknięcie na drugiego człowieka, ale myślę że jednak zdrowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Post bardzo prawdziwy i skłaniający do przemyśleń. Widzę, że zgadzamy się w wielu kwestiach (w tych "leginsowych" również!). Jedyne, czego brakuje, to zdjęcie twojego zacnego oblicza, Nikodemie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak dla mnie jesteś nadętym snobem. - Miłość? - Nie! - Związek? - Nie! - Przyjaźń? - Nie! - Czubek własnego nosa? - Jak najbardziej! Piszesz, że nie możesz być z kimś, bo musisz rezygnować z siebie. Na tym to polega. Teraz, że ci ludzie przeszkadzają i nie są tacy za jakich ich miałeś, to się ich pozbywasz. Gratuluję. Zostaniesz sam jak palec i umrzesz z tym swoim kotem, a potem tygodniami nikt się nie skapnie, jak nie zmienisz trochę nastawienia do życia. Mniej egoizmu. Bardziej otwórz się na ludzi, bo niektórzy są interesujący. A ty zmieniasz znajomych jak rękawiczki i trzymasz tylko parę "tych bezpiecznych przyjaciół", którzy nijak cię nie zranią. Czyż nie? Boisz się rozczarować? No to witam w prawdziwym świecie. Jest pełen bólu, rozpaczy, rozczarowań, ale jest nic nie warte, kiedy myślisz tylko o tym, żeby dobrze się ubrać, obejrzeć film i usunąć kilkanaście osób ze swojego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ustala sobie pewien standard w życiu, jeżeli godzi się na przeciętność i przypadkowość to powodzenia. Jeżeli umiesz dobrze rozegrać swoje życie nie rozczarujesz się, nie będziesz rozpaczać, jak ja. Nasze oczekiwania i wymogi co do życia, chyba trochę się różnią, przy czym ja zachowuję grzeczność :)

      Usuń
    2. Nie rozumiem po co ta osoba umieściła tu swój komentarz. Ja zgadzam się z Nikodemem. Każdy oczekuje od życia czego innego. A niektórzy lubią być samotni, lub po prostu nie potrafią żyć w społeczeństwie, nawiązywać bliższe kontakty, ale to nie powód, żeby nazywać kogoś snobem. Poza tym dobrze czasami zastanowić się nad tym z kim się przyjaźnimy, bo jak np. w moim przypadku, wiele z tych osób chciało z tej "przyjaźni" czerpać korzyści, ale nigdy nie dawali nic od siebie. Dlatego myślę, że następnym razem lepiej trochę ochłonąć i przemyśleć to co ma się w głowie zanim się to napisze. :) Nikoś rządzisz!

      Usuń